Znacie to uczucie, kiedy wpadacie w drogerii na coś nowego, niedrogiego - potencjalną perełkę? Kupujecie, wracacie do domu jak ze skarbem i modlicie się, żeby nie okazało się jakimś dziadostwem.
Ja mam tak często. Lubię wyszukiwać tanie kosmetyki i trafiłam na coś fajnego nie raz, ale niestety równie często okazuje się, że wyrzuciło się pieniądze w błoto. Na szczęście zazwyczaj ryzykuję małe kwoty. ;)
W tym przypadku na szali położyłam zawrotną kwotę 4,5 zł.
Moim zakupem była mała tubka z tuszem do rzęs marki Celia.
Sam tusz jest dosyć mokry, a jego kolor to niezupełnie czerń, bardziej bardzo ciemny, czekoladowy brąz. Na szczęście na oku tego nie widać, wygląda na czarny.
Z jednej strony brak szczoteczki to trochę zawracanie głowy - trzeba mieć jakąś starą, albo 'pożyczyć' z innego tuszu. Z drugiej strony wiele z nas ma swój ulubiony rodzaj szczoteczki, ja od razu wzięłam tą z MIYO.
Wyczyściłam ją dokładnie ręcznikiem papierowym i między dwa rzędy ząbków wycisnęłam pasmo tuszu:
Efekty na oku:
jedna warstwa:
dwie warstwy:
trzy warstwy:
Na pierwszy rzut oka wygląda OK. Ale na drugi jest już trochę gorzej. Rzęsy są owszem, wydłużone, ale pogrubienie bierze się głównie z tego, że są posklejane jak cholera. A i tak dodatkowo starałam się je rozczesać inną szczoteczką.
Polecam osobom, którym chce się pokombinować i popróbować czegoś nowego. W sumie za niewiele większą cenę można spokojnie dostać dobrą mascarę (ten tusz kosztuje 4,5 zł za 5 ml, a np w tuszu MIYO 3 w 1 mamy 12 ml za niecałe 8 zł) i odpada nam wtedy problem z szukaniem i czyszczeniem szczoteczki.
Lubicie testować takie ciekawostki, czy wolicie trzymać się sprawdzonych rozwiązań? :)
pierwszy raz spotykam się z taką formą tuszu do rzęs :)
OdpowiedzUsuńpierwsza warstwa ładnie wygląda :)
ooo jasne, że kocham takie dziwadełka, z chęcią go wypróbuję, jak już gdzieś u siebie znajdę Celię ;/
OdpowiedzUsuńLubie nowości a takiej mascary jeszcze nie widziałam ;D
OdpowiedzUsuńforma tego tuszu jest dla mnie nie do przyjecia, cos strasznego ;p
OdpowiedzUsuńZnam tą ciekawostkę od dawna. Pierwszy raz widziałam ją u ciotki kilkanaście lat temu ale sama nigdy nie próbowałam. Zawsze myślałam, że to jest uzupełniacz do tuszu (czyli, że wciskamy go do pustej tubki). Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby tak kombinować;)
OdpowiedzUsuńa mnie się wydaje, że to jest po prostu uzupełniacz do tuszu:) może wystarczy wcisnąć zawartość tubki do opakowania po tuszu, który lubiłaś i efekt będzie dużo lepszy? a na pewno aplikacja duuuużo wygodniejsza :)
OdpowiedzUsuńTeż tam pomyślałam :) Efekt wtedy na pewno byłby lepszy...
Usuńa to ci niespodzianka :D pierwszy raz spotykam się z taką formą tuszu i brzmi dość intrygująco :D
OdpowiedzUsuńWidziałam już go kiedyś na jakimś blogu, jednak taka forma aplikacji dla mnie odpada.. za dużo czasu zajmuje :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie widziałam tuszu w takiej formie, rzeczywiście ciekawa sprawa!
OdpowiedzUsuńprzyznam, że nie wiedziałam nawet, że coś takiego istnieje. Aczkolwiek ja wolę się nie babrać w tubeczki i szczoteczki, wolę gotowe tusze. xD
OdpowiedzUsuńja uwielbiam testować takie nowości. Sprawdzić muszę każdą 'dziwną' rzecz na rynku bo nie zasnę spokojnie:)
OdpowiedzUsuńpierwsze widzę, mi to wygląda na uzupełniacz do tuszu, przynajmniej tak mi sie to skojarzyło :)
OdpowiedzUsuńta tubka mi przypomina czasy kiedy buszowałam po babci łazience i bawiłam się takim czarnym czymś w paletce z dziwną szczoteczką. teraz się zastanawiam czy to był tusz czy jakieś czernidło do brwi ;p
OdpowiedzUsuńnie przekonuje mnie, wolę klasyczne tusze ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś były tylko takie mascary...Moja mama ma to cóś i dała tylko 3zł. Ja bym to wycisnęła do podsuszonego tuszu.
OdpowiedzUsuńpamiętam, że moja mama kiedyś miała coś takiego, ale muszę przyznać, że w sklepach nie widziałam jeszcze.
OdpowiedzUsuńDołączam do grona obserwatorów :)
Pozdrawiam
Ja zakupiłam za jakieś 3zł we Wrocławiu, ale nie wiem, czy ponownie się skuszę. Chciałam 'wyciągnąć' coś ze starego tuszu Avon SuperShock. To mój ulubieniec, jeżeli chodzi o szczoteczkę, jednak sama formuła tuszu pozostawia wiele do życzenia, w dodatku z powodów etycznych musiałam zrezygnować z tej firmy. Wcisnęłam więc tusz z Celii w opakowanie po superszoku ;) Pomijając fakt, że aplikacja jest ciężka, tusz przez pierwsze użycia niemiłosiernie sklejał. Potem nastąpił cud, maskara podeschła, był idealny - ale tylko przez dwa-trzy użycia. Potem wysechł na wiór. Aplikacje zrobiłam ponownie i znów identyczny efekt :) Szkoda zabawy, bo tubeczka starczyła na 3-4 wypełnienia, czyli około miesiąc, w tym tylko jakieś 8 dni idealnego tuszu :D Żegnam się więc bezpowrotnie z Supershock, do Celii raczej nie powrócę, znów pora na poszukiwania tuszu idealnego. Następny będzie MIYO ;)
OdpowiedzUsuńMoja mama kupuje go odkąd pamiętam. Bierze opakowanie tuszu, który się kończy, na szczoteczkę wyciska trochę tuszu z tubki i majta szczoteczką w opakowaniu, żeby tusz się równo rozprowadził. W ten sposób nie musi kupować nowego "typowego" tuszu do rzęs :)
OdpowiedzUsuńomg to chyba jakiś antyk, ale efekt mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń